Czegoś tak żenująco prymitywnego i ponurego jak końcówka festiwalu w Opolu dawno nie widziałem. Włączyłem przypadkiem pilota... i mnie zatkało.
Już samo wczorajsze Opole było jakimś dziwacznym zlepkiem wszystkiego, ale występy trupy Tyma , czyli nocny kabareton dopełniły obrazu.
Znane nazwiska Janda, Gajos... i żeby w czymś takim uczestniczyć. Oczom i uszom nie wierzyłem. Jakieś odgrzewane szmoncesy i starocie, scenka ze smoleńskim błotem, drwiny ze słuchaczy Radia Maryja, jeszcze tylko skeczy z sikającymi na modlące się przed Pałacem Prezydenckim staruszki, albo krzyżem z puszek piwa Lech brakowało, bo poziom tych dowcipów i treść kabaretonu to było Krakowskie Przedmieście bis. Myślałem, że satyryk Tym rozsypie się na scenie, wymachując przednimi kończynami. Przykro było na to patrzeć i tego słuchać.
Gdzie czasy dawnych kabaretonów, Smolenia, a nawet antyklerykalnego bigazbiga z początku lat 90-tych. Upadek i żenada!
Niesmaczne, prymitywne. I smutne, że dobrzy niegdyś artyści, tak kończą.